Rada Magów
Rada Magów
______________________________________________________
To tutaj, to miało być ostatnie miejsce wędrówki Gałgara, tak owszem, miał tu zginąć a teraz tylko wyszedł z wieży z nadmiernym gniewem dzierżąc zamiast swojej broni zwykły dębowy kij. Co się stało w środku? Cofnijmy się o godzinę czasu.
Otóż, kiedy uciekł z pola bitwy większość magów z wieży zauważyło jego zachowanie, oczywiście od razu uznali go za dezertera który haniebnie uciekł z pola bitwy, wszystko się zaczeło w lesie cieni. Gałgar miał już wchodzić na trakt prowadzący do Ikrem"Hiling kiedy to coś usłyszał jednak nie przejął się tym, myślał że to tylko stwory leśne nic więcej, jak się okazało grubo się mylił. W pewnym momencie dostał jakimś tępym przedmiotem porządnie w głowę co skutkowało zemdleniem. Kiedy się obudził tkwił w jakimś zimnym i wilgotnym lochu przykuty kajdanami do ściany, nie miał zielonego pojęcia co się dzieje. Z jakiegoś zakamarka dobiegły go ciche łkania kobiety a gdzieś za ścianą bolesne krzyki mężczyzny. I wtedy otworzyły się drzwi a Gałgara na chwilę oślepiło, znajdował się w sali tortur, a przynajmniej to wyglądało jak sala tortur, kiedy dostrzegł kobietę która łkała zupełnie ogłupiał, ona nie miała, kończyn, ręce, nogi, brak, były odcięte, ale dlaczego ona jeszcze żyła i dlaczego łkała? Pewnie jest podtrzymywana przy życiu magicznie by odczuwała większy ból niż powinna. Iście koszmarny widok. Do środka wszedł jakiś młodzik ubrany w śmieszny strój czarodzieja, szpiczasta czapeczka na głowie, i jakaś durna kiecka koloru fioletowego z gwiazdeczkami, istna żenada, Gałgar śmiałby się gdyby nie powaga sytuacji i sam fakt że on został schwytany. Młodzik coś powiedział że Gałgi jest parszywym gadem i coś tam coś tam. Kiedy kajdany się otworzyły a Gałgar był wolny miał ochotę jednym ruchem zabić młodzieńca gdyby nie to że nie mógł użyć żadnej swojej zdolności magicznej.
– Co wyście mi do cholery zrobili?
Pierwsze słowa, pierwsza kara, Gałgar poczuł kujący ból w okolicy kręgosłupa, to ten dzieciak musiał to robić. Wtedy przemówił młody klaun
– Choć ze mną, mam cię postawić przed najwyższą radą.
Posłuchał, no bo czemu nie? Miał inny wybór? No raczej tak ale wtedy musiałby wisieć jeszcze tutaj kilka godzin a nadgarstki by tego nie wytrzymały, ruszył za chłopcem bez słowa.
Przechodzili tak puste korytarze wsłuchując się we własne echo które wydawały ich buty, w końcu dotarli, ogromne wrota się otworzyły. Weszli do środka, pomieszczenie było okrągłe, w ścianach były poustawiane trybuny naprzeciwko siebie, a naprzeciw drzwi którymi wszedł Gałgi. Na trybunach siedzieli sami magowie ubrani w fioletowe kiecki ale bez idiotycznych kapeluszy, siedzieli bez ruchu a tylko ich oczy śledziły uważnie ruchy Gałgara, jakie to było krępujące. Kiedy dotarli do środka w sali rozległ się głos, nie wiadomo skąd dochodził a tonu także nie dało się rozróżnić.
– Przedstawić przed oskarżonym zarzuty.
Wtedy jeden z magów wstał, rozwinął pergamin i zaczął czytać wszystkie przewinięcia Gałgara, było dość tego sporo a o to kilka z nich.
– Gałgar von Darksinger, zostałeś oskarżony o uprawianie nielegalnej czarnej magii, o zabicie tysiąca ludzi, o odtwarzanie artefaktów bogów a także o dezercję podczas oblężenia Wolenvain.
To były chyba jego najgorsze przewinienia, a było ich jeszcze sporo. Co miał teraz zrobić Gałgar? No nic, absolutnie nic nie mógł zrobić oprócz bez sensownej próby bronienia się, ale wyrok i tak zostałby wydany, jednak był spokojny, wyrok nie będzie mógł być zbyt surowy, czarodzieje wiedzą jaką siłę magiczną stracą kiedy zabiją Gałgara, a tego by nie chcieli. I znowu rozległ się głos sędziego, tylko teraz było wiadomo skąd dochodzi.
– Czy oskarżony przyznaje się do wymienionych mu zarzutów?
– Tak wysoki sądzie
– Czy oskarżony ma coś na swoją obronę?
– Nie wysoki sądzie. Chce zostać tylko sprawiedliwie osądzony za swoje przestępstwa.
Teraz sędzia wyszedł, wylazł z ukrycia, oczom Gałgara ukazał się widok swojego brata. Gregory stał przed nim patrząc mu prosto w oczy, i wtedy pewność siebie spłynęła jak rzeka po Gałgarze, co się teraz stanie, od dzieciństwa się nienawidzili.
– A więc wyrok będzie następujący.
Gregory zrobił krótką pauzę.
– Twoje moce zostaną ci zabrane na okres tysiąca lat, jednak z radą będziemy łaskawi, zostawimy ci jedną moc. Jaka to ma być moc?
Gałgar odpowiedział bez zastanowienia.
– Magia portali
Na twarzy Gregora pojawił się grymas, liczył na to że Gałgar weźmie inną moc ale nie, ten musiał akurat tą. A na twarzy Gałgiego pojawił się wredny uśmieszek, to była jego najsilniejsza moc jaką miał. Ale uśmiech zniknął po tym jak usłyszał dalsze słowa Gregora.
– A więc skoro tak, twoje bronie, Bat'Leth, gitara oraz kosa zostaną ci odebrane, w ich miejsce zastąpi dębowy kij.
Smok miał ochotę rozszarpać brata w tym momencie. Dlaczego bronie? Czy to ma jakikolwiek sens? Nagle poczuł w sobie pustkę ale jednak coś tą pustkę wypełniało, już był bez mocy. Bez swoich ukochanych zdolności, był…. Pusty.
– Oskarżony jest wolny
Sekunda po wypowiedzeniu tego słowa wystarczyła Gałgarowi na teleportowanie się poza wieże. Osądzony, skazany i srogo ukarany, tylko z magią portali i dębowym kijem wyruszył do Lasu Cieni.
z/t
- Infi
- Kontakt:
Słowa Ciemnego nie usatysfakcjonowały Dahników, którzy przystąpili do niego o kolejny krok. Duch Linandara miał coraz mniej miejsca do manewrowania, ale nadal żaden z demonów nie czynił mu krzywdy. Stwory zamiast tego ograniczyły się do przysłuchiwania się mu w udawanym, szyderczym skupieniu. Ciemny wyraźnie tracił już resztki zdrowego rozsądku, zdolny nawet do obrażania swego dawnego protektora. Nie wydawało się, aby ten fakt jakoś szczególnie Dahnikom przeszkadzał, ale każdy inny w takiej sytuacji dmuchałby na zimne. Ten konkretny duch był jednak pewien swego, przekonany o tym, że istoty, z którym rozmawiał, nie chcą jego ostatecznej śmierci.
- Pokazano ci, gdzie jest maska - rzekł jeden z potworów znajdujących się obecnie naprzeciw Ciemnego, patrząc na niego z pogardliwym wyrazem twarzy. Wyraźnie uznał, że skierowany na północ palec będzie dostateczną wskazówką.
- Maska! - zakrzyknął jeden z demonów z tyłu, podobnie jak poprzednio wręcz podskakując z uciechy przy powtarzaniu słów swoich bardziej rozmownych kopii.
- Nie dasz rady… - rzekł najbliższy mu, a również znajdujący się za plecami ducha Dahnik-sceptyk.
- Może - rzekła istota z prawej, nadal udając podszyte wesołością i obietnicą mordu zamyślenie.
- Nie utrzymają mnie! - wydarło się wynaturzenie po lewej stronie Ciemnego, to, które zawsze było ogromnie pewne siebie.
- Są zbyt słabi - powiedziały wszystkie demony naraz, zachowując dla odmiany dokładnie taką samą mimikę i stosując te same gesty. To, że słowa wypowiadane przez pięć gardeł pokrywały się, dawało sporo do myślenia. Być może w tej kwestii każdy z Dahników miał podobny pogląd, być może jeden z nich przejmował kontrolę nad innymi. Duch elfa nie mógł tego wiedzieć. - Spętaj tego, który przywdzieje moją twarz – rzekły enigmatycznie, dając do zrozumienia, czego oczekują od Linandara, po czym zbliżyły się jeszcze bardziej. Ciemny znajdował się teraz w okręgu o średnicy mniej niż sześciu stóp. Nikt nie zamierzał wyjaśnić mu, dlaczego stanowić nadal stanowił centrum tego dahnikowego kółka adoracji, co z pewnością mu się nie uśmiechało.
z/t jeżeli MG pokieruje
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość