Gdzieś na drodze wśród lasów przejeżdżały dwie kobiety. Rozmawiały ze sobą dość luźno, uśmiechając się i radując. Wyglądały na dość ciekawy duet. Jedna z nich, dosiadająca ciemnej maści konia odziana była w czarne skórzane ubrania, a na jej plecy opadały długie, kruczoczarne włosy.Mała wioska otaczająca Wolenvain. Mieszkają w niej głównie chłopi, którzy zajmują się okolicznymi polami, doglądając upraw i dostarczając plony do miasta. Kwitnie tutaj handel wymienny, mieszkańcy znają się jak łyse konie, a wzajemne braterstwo przyciąga wielu mieszczan, chętnych do osiedlenia się na tym swoistym przedmieściu.
Druga zaś prowadziła rumaka białego, okutego w srebrzyście połyskującą zbroję ze złotym wykończeniem. Zarówno, jak zbroja dziewczyny o jasnych, krótkich włosach i pancerz konia lśnił, niczym zorza. Paladynka odziana była w zbroję o identycznych elementach. Również metal był srebrzysty, również wykończony złotem. Ta zbroja również emanowała niesłychanym wręcz blaskiem, którego nie można było osiągnąć nawet w pełnym słońcu – a one przecież jechały w cieniu.
Kaila Niosąca Wiarę – Herold Przenajświętszego Blasku, Oratorka Świętego Słowa – Paladynka.
Każdy śmiertelnik mógł poczuć niesamowite ciepło i dobroć, płynące z jej osoby. Troskę i miłość Świętego Światła, którym młoda dziewczyna była przepełniona. Flora leśna zdawała się uchylać przed Jeźdźcem Światłości, jakby to rośliny chciały uszczknąć sobie trochę tej dobrej mocy.
Kaila wiedziała, kim jest, lecz nigdy nie patrzyła na siebie, jak na kogoś lepszego. Była przede wszystkim paladynką – członkinią świętego zakonu paladynów, ślubującego miłość i wierność Świętemu Blaskowi. Przyrzekającego nieść pomoc i opiekę wszędzie tam, gdzie była potrzebna. Paladyni w całym świecie byli uznawani za ścisłą elitę rycerstwa, wzór cnót. Nieustraszeni protektorzy, troskliwi opiekunowie, bezlitośni mściciele, a zarazem sprawiedliwi sędziowie, niosący wyrok samej Światłości.
A jednak paladyni też byli tylko ludźmi, co było doskonale widać u Kaili, rozmawiającej z czarnowłosą towarzyszką o najróżniejszych rzeczach.
Wtem, radosny nastrój paladynki zakłóciły dźwięki. Coraz głośniejsze, straszne dźwięki wielu ludzi i kruszących się głazów. Wiedząc, że są blisko Wolenvain podejrzewała, że dzieje się coś niedobrego. Isabel – towarzyszka jasnowłosej – też na pewno to słyszała.
Niosąca Wiarę szybko popędziła błogosławionego rumaka, którego głos niósł się echem, niczym echem nosi się grzmot. Gdy dojechała na skraj lasu doznała szoku – nieprzeliczona armia ludzi oblegała miasto.
To było straszne. Przerażenie na twarzy do tej pory rozpromienionej paladynki zdradzało cały ból, wszystkie nerwy, jakie ją momentalnie ogarnęły. Pragnęła jakoś to zatrzymać.. ale jak?
Pędem ruszyła w stronę wojsk, już z daleka krzycząc, by wojska się zatrzymały. Pragnęła, by przynajmniej jeden żołnierz, jeden strażnik zwrócił na nią uwagę i jej pomógł. Na samą myśl, co przeżywali teraz obrońcy, serce Kaili krwawiło.
– PRZESTAŃCIE! STOP! – krzyczała, machając ręką. Pragnęła szybko z kimś porozmawiać na temat ataku na Wolenvain…