Trakt Iquański
Trakt Iquański
Trakt został zrobiony porządnie i jest odnawiany każdego sezonu. Dzięki temu nie ma w nim zbyt wielu zagłębień a zaprzęgi z wozami mogą poruszać się po nim szybkim tempem, jakkolwiek prowadząca do miasta dolina bywa czasem kłopotliwie wąska.
Re: Trakt Iquański
Re: Trakt Iquański
Biegł najszybciej jak potrafił, by mieć jak najwięcej czasu, jego kusza podskakiwała na plecach, a hełm podtrzymywał dłonią, ale szybko zdecydował się go zdjąć i założyć ponownie dopiero przy magu.
Po dobiegnięciu do maga, stanął mu butem lewej nogi, na jego lewym ręku, przyklęknął na jego plecach dociskając go w ziemię, a wolnymi rękoma zaczął macać jego palce, przytrzymując jego prawą rękę swoją prawą, w poszukiwaniu jakichkolwiek pierścieni, z zamiarem zgarnięcia wszelakich. Miał nadzieje, że mag nie potrafił ciskać płomieniem i władać ziemią z czegoś innego, jak tylko dłoni. Co chwilę odwracał się do nacierających najemników, by zaprzestać poszukiwań, gdyby ci pojawiliby się za blisko. Wtedy musiałby wstać i dobyć miecz, by mieć jakieś szanse w walce.
Re: Trakt Iquański
Zci wyczuł wybrzuszenie na palcu serdecznym swojej ofiary. Jednak zanim zdołał ściągnąć pierścień, co mogło być trudne w rękawicach usłyszał oddalony od niego o niemal łokieć świst strzał, po którym nastąpił głośny jęk mężczyzny leżącego przy jednym z obozowisk za plecami najemnika. Nie obyło się także bez siarczystych przekleństw. Jednak to nie tylko to zdołał usłyszeć.
- Hej, ty! lepiej odejdź od niego. Mamy do niego pewną sprawę i nie chcesz nam w niej przeszkadzać. Rozumiemy się?! - Farerin splunął, podchodząc do maga i stojącego nad nim mężczyzny. - Dobrze się grało, ale tej rundy nie chcesz już rozgrywać.
Kilka sążni za nim podążali jego współpracownicy, którzy także nie wyglądali na zachwyconych sytuacją. Zdecydowanie wyglądali na wrogo nastawionych. Tym bardziej, że Zci przeszkodził im w czymś, co zdecydowanie mogło być dla nich przyjemne.
Mikalar czuł ogromny ból w udzie. Był tak duży, że nawet nie zdawał sobie sprawy ze stopy postawionej na jego dłoni. Łzy napływające do oczu nie pozwalały mu widzieć wyraźnie, ale nad nim majaczyła pewna postać. Młody mag miał wrażenie, że gdzieś ją widział, ale nie był w stanie zupełnie skojarzyć, czy go znał. Trudno było stwierdzić, czy to pamięć zawodziła, czy może ból otępiał jego zdolności myślenia.
Jeden z najemników schował łuk i zamiast niego wyciągnął długi nóż. Dwójka miała się niebawem zrównać ze swoim liderem, a wtedy szanse Zciego na wyjście z sytuacji cało mogły jeszcze bardziej zmaleć.
Re: Trakt Iquański
Przesunął się po ziemi w tył przyglądając się całej sytuacji, a ta przedstawiała się dla niego ciężko. Nie wiedział co miał robić i wysilał swój umysł w pogoni za jakimkolwiek pomysłem, ale ból w nodze mu to całkowicie uniemożliwiał. Mikalar skrzywił się z bólu i pomyślał wrednie, że jak będzie miał odrobinę szczęścia, to wszyscy jego przeciwnicy staną może blisko siebie i wtedy spali ich żywcem. Wiedział, że nie jest to rozsądne rozwiązanie i może przynieść mu śmierć, ale znajdował się w coraz trudniejszej dla niego sytuacji, a jeżeli miałby zginąć, to zabierze drani ze sobą w najbardziej spektakularny sposób jaki znał. Przesunął się jeszcze pół stopy w tył z jękiem bólu...
Re: Trakt Iquański
Najemnicy kierujący się bardziej rauszem spowodowanym alkoholem aniżeli zdrowym rozsądkiem niezbyt przejmowali się ruchami Mikalara, całą swoją uwagę skupiając na wyglądającym o wiele groźniej Zcim. Zdecydowanie mógł być dla nich wyzwaniem, szczególnie w takim a nie innym stanie.
Zci nie zdecydował się na żaden ruch. Wyglądał raczej na niezdecydowanego. Było to dziwne. Tym bardziej ze względu na to, że jeszcze chwilę wcześniej jego akcje były tak konkretne i pewne. Najemnicy mimo tego nie zamierzali go lekceważyć, więc powoli się do niego zbliżali, cały czas skupiając na nim całą swoją uwagę.
W tym czasie Mikalar próbował się coraz bardziej oddalać w miarę swoich możliwości. Mimo coraz trzeźwiej myślącego umysłu, bełt znajdujący się w udzie nadal palił nieznośnym bólem.
Re: Trakt Iquański
Mikalar z wysiłkiem wyprostował się i przeczesał okolicę w poszukiwaniu kamieni. Dostrzegając jeden, który wydał mu się odpowiedni, wyciągnął ręce w jego kierunku - Kamień! - Mężczyzna warknął rozkazującym tonem i starał się mentalnie chwycić wypatrzony przez niego przedmiot. Jeżeliby mu się to udało, to postarałby się rozpędzić wybrany przez niego przedmiot i cisnąć z ogromną prędkością w najbliższej stojącego bandziora w taki sposób, żeby przeszyć jego brzuch i znajdujące się w nim organy wewnętrzne. Mikalar miał nadzieję, że zmniejszając liczebność przeciwników i eliminując jednego z walki, zdoła wyrównać szansę między Zcim a resztą bandy.
Re: Trakt Iquański
Zci wyciągnął z pochwy swój miecz. Zbiry za to ostrożnie, choć zdecydowanie - co drugie mogło w dużej mierze być efektem upojenia alkoholem - zbliżali się do niego z wyciągniętą bronią. Do konfrontacji mogło dojść w każdej chwili, a co za tym idzie, także do rozwiązania sytuacji.
Nikt z całego towarzystwa przy tym nie zwracał uwagi na Mikalara, który, zdawałoby się, był już wyłączony z konfliktu. Jednak bardzo się w tym mylili. Mimo ogromnego bólu spowodowanego przez bełt wbity w udo młody mag zdołał poruszyć kamień i rzucić nim w jednego z najemników. Z brzucha mężczyzny powoli, lecz z każdą sekundą coraz szybciej, zaczęła lać się posoka. W ciągu kilku chwil klęczał już na kolanach, stękając żałośnie.
Reszta najemników wraz ze Zcim zamurowani stali, obserwując powolną agonię jednego z uczestników walki. Dopiero po chwili zbiry zorientowali się, że ich ziomek umiera i ktoś powinien za to ponieść odpowiedzialność. Ze względu na wrażenie o braku zagrożenia ze strony Mikalara, padło na zbrojnego przeciwnika. Mężczyźni rozpoczęli szaleńczy i niezbyt przemyślany atak.
Mimo dużej zaciekłości ataków skierowanych w Zciego, ten był w stanie je jeszcze praować przez kilkanaście sekund głównie ze względu na ich nieprzemyślanie i ogólną niechlujność. Nie dało się jednak ukryć, że musiał ciągle się wycofywać, przez co najemnicy stanęli plecami do Mikalara i zasłaniając mu Zciego. Po chwili było widać, że Zci coraz gorzej sobie radził z parowaniem ciosów.
Najemnik trafiony kamieniem padł na ziemię, a długi nóż wypadł mu z ręki.
Re: Trakt Iquański
Wkrótce Mikalar znów rozglądał się za kamieniem odpowiedniej wielkości i wytężając swoje mentalne siły chwytał go swoją mocą by, przy odrobinie szczęścia i odpowiedniego wyliczenia toru lotu, trafić kolejnego bandziora prosto w środek pleców.
Re: Trakt Iquański
Mikalar raniony bełtem w nogę nie poprzestawał w staraniach, by jakoś jeszcze wykaraskać się z sytuacji. O ile zdawał sobie sprawę, że obie strony nie są mu przyjazne, wiedział też, że gdy jedna z nich wygra, zwrócą się przeciwko niemu. Właśnie dlatego postanowił zająć się najpierw grupą najemników.
Ci jednak także nie zamierzali stać bezczynnie i nadal zacięcie atakowali Zciego, który mimo wszelkich starań, coraz gorzej sobie radził z odpieraniem ich ciosów. W pewnym momencie pod naporem najemników stracił równowagę i upadł, głową wpadając w kałużę.
W międzyczasie Mikalar postanowił odszukać kolejny kamień i wyrzucić go w kierunku kolejnego zbira. Kamyk poszybował w kierunku pleców zbira, który poczuł przenikliwy ból. Na trakcie można było usłyszeć krzyk bólu, który wydobywał się z ust najemnika aktualnie wijącego się w kałuży tuż obok oszołomionego Zciego.
Młodzieniec z bełtem w nodze czuł się coraz bardziej zmęczony. Jego powieki stawały się coraz cięższe, a jego wzrok się rozmywał. Widział, jak Farerin odwrócił się w jego stronę i skierował ku niemu swoje kroki. Ostatnim, co widział, zanim zemdlał, była łydka człowieka, który stanął najemnikowi naprzeciw.
//Sprawa wygląda następująco - Mikalar i Zci opuszczają Trakt Iquański. W najbliższym czasie (w ciągu 3 dni) pojawi się post dla Mikalara w innej lokacji. Trochę później może pojawić się post także dla Zciego.Re: Trakt Iquański
Minęło bardzo wiele czasu odkąd młodzieniec miał do czynienia z tajemniczym starcem, który podarował mu niezwykle ciężką laskę. Przedmiot ten na pierwszy rzut oka wykonany był z drzewa, lecz jego masa sugerowała, iż jest on widocznie wynikiem jakiegoś plugawego rytuału, który stale zmienił właściwości niewielkiego przedmiotu. Poza tym darem, za koszulą chłopca wciąż znajdował się plik dokumentów który po tak długim czasie bez wyjątkowego traktowania zdążył już na pozór ulec zniszczeniu. Jednak jego czytelność nie była znana, gdyż właściciel owego pliku nie wyciągnął go ani razu od czasu włożenia za pazuchę.
Wewnętrzne szepty dały się we znaku już w kilka chwil od zniknięcia staruszka. Ludzkie szczenie nie zdążyło nawet dokładnie obejrzeć otrzymanej laski. Ponury towarzysz odezwał się i na stałe zawładnął niewinną świadomością gospodarza. Od tego czasu ciało kroczyło po okolicy, co rusz wykonując szereg dynamicznych, na pozór bezsensownych ruchów. Jednak w szaleństwie tym był cel. Demoniczna istota wraz z każdym oddechem młodzieńca zyskiwała na sile i poznawała zakamarki swojego nowego, ludzkiego domu. Potrzeby swojego gospodarza wykonywała leniwie, często opóźniając każdą czynność. Każde z pragnień, choć po czasie, zaspokajane było do syta. Obecność starożytnego przewodnika nie owocowała jednak poprawą warunków życia na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Młodzieniec jadł wszystko to, co - choć często z trudem - mógł według swojego demonicznego pasożyta zjadać tak, by zdobycie pokarmu nie wiązało się z niepotrzebnym wyczerpywaniem energii. Spał i załatwiał się gdziekolwiek ten mu pozwolił, o losowych porach i w losowych miejscach. Niezwykłym był fakt, iż przez ten cały czas dwóch towarzyszy podróży nie spotkało na swojej drodze rozumnej istoty. Dla świadomości młodego żywiciela wędrówka ta była długim i pięknym snem.
Z każdą kolejną chwilą mroczny pasażer zdawał się żałować, że ciało na które trafił było takie słabe. Każdy mięsień był nieporównanie słabszy do tych, do których przywykł. Mimo swojego demonicznego wpływu był zaledwie cieniem swojej dawnej potęgi. Czuł, że musi zagłębić się w ciało młodzieńca jeszcze bardziej i nauczyć je posłuszeństwa w każdej czynności, którą nabył w tym wymiarze świadomości. Od samego początku brzydził się ograniczeniami panujących tutaj praw i ograniczeń, będących dla niego niczym kajdany. Czuł, że musi iść dalej. Uczyć się i wyczekiwać na okazję na zwiększenie swoich demonicznych wpływów. Patyczek zdobyty od tego śmiertelnika spotkanego na skałach wydawał mu się przydatnym, gdyż prawdopodobnie czuł, że jest w tym przedmiocie coś więcej, niż zaczarowany kawałek będący dodatkowym ciężarem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 1 gość