Przyspieszę nieco, bo odpisywanie idzie Entropii jak krew z nosa. Wybaczcie, że sam piszę dopiero teraz, ale możecie przyjąć, że czekałem na większy odzew, poza tym dostęp do Internetu mam tutaj znacząco ograniczony.
Nie mija się z prawdą stwierdzenie, jakoby osoby posiadające jasno wytyczony cel, do którego na dodatek podążają dobrze znaną im ścieżką, nie zauważają niczego, co na niej nie leży. Taką osobą niewątpliwie był Infi. Gdyby tylko zatrzymał się na chwilę, przemyślał swoje motywy i zachowanie, na pewno doszedłby do kilku ważnych wniosków, być może nawet odwołując szaleńczą pogoń na Pustynię Śmierci. Opętany chęcią jak najszybszego dotarcia do nawiedzającego go w snach miejsca, wojownik nie zwracał uwagi na nic innego, nie dostrzegając zmian, jakie zaszły w jego ciele i psychice, nie widząc nawet… smoka, który stał tuż za bramą i rosnącym tłumkiem obserwujących go istot ras wszelakich, skutecznie utrudniających przygarbionemu, pogrążonemu w czymś na kształt rozmowy miecznikowi dostrzeżenie czegokolwiek.
Białowłosy odwzajemnił uścisk, a jego dłoń była, jak na kogoś takiej postury, zaskakująco delikatna. Infi uśmiechnął się półgębkiem. Uczeń zabójczyni… Cóż, w tym miejscu nic ne powinno zaskakiwać, nawet delikatne, odziane w zbroje rycerzyki towarzyszące mordercom z zasadami. Być może Arael również uważała, że pewne osoby po prostu dopełniają wyglądu innych, a Merratrona przygarnęła nie tyle ze względu na jego wartość bojową, ale właśnie olśniewającą, dosłownie i w przenośni, aparycję. Infi mimowolnie pogładził swoją przydługą brodę, widząc kompletny brak zarostu u tamtego.
Wojownik puścił dłoń rycerza, dając zadość konwenansom. Chociaż interesował go fakt posiadania przez Arael, która wyglądała na młodą osobę, własnego ucznia, nie drążył tematu, po części dlatego, że czerwonooka postanowiła się odezwać, wyjawiając kolejne rewelacje na temat tęczówek Infiego, pokazując mu idealnie wypolerowaną część swojej zbroi, w której mężczyzna mógł się przejrzeć. I -faktycznie, jego niegdyś ciemnobrązowe oczy raziły teraz nienaturalnym szkarłatem, przywodzącym na myśl odcień tryskającej z przebitej tętnicy krwi. Infi odsunął się o krok, jakby chcąc sprawdzić, czy z tej odległości wszystko wygląda tak samo, jak przed chwilą. Wyglądało. Mrużąc oczy, miecznik zastanawiał się, jak do tego doszło i czy zmiana będzie postępować. Przewodnik Entropii osłupiał na moment, po chwili odzyskując jednak dawny spokój. Paradoksalnie jego zmieniającego się ciało nie wzbudzało w nim odrazy czy niepokoju, tak jakby wszystko było w porządku, a to, że dobiegającym trzydziestki mężczyzną czerwienieją oczy jest całkiem naturalnym procesem.
- Entropia to nasza drużyna - rzekł, odwodząc ramię Arael, nie komentując sprawy czerwonych oczu. - Rozumiem, że zabierasz z nami swojego ucznia…? - dopytał, będąc pewien odpowiedzi, gdy nagle zaczepił go znany z podwórza karczmy brodaty mężczyzna, który najwyraźniej podążał za zbieraniną od samego Linoskoczka. Infi dał mu się wypowiedzieć, po czym nabrał powietrza w płuca, niejako rozpromieniony na samą myśl, że przyjdzie mu podróżować z kolejną tajemniczą osobą.
- Witamy w Entropii… – rzucił tylko, nie kończąc, bowiem powietrze przedarł ryk zaaferowanego Tarnala oraz ciężkie, wywołujące małe, lokalne trzęsienie ziemi kroki jakiejś wielkiej istoty. Minotaur krzyczał, że widzi smoka, najprawdziwszego, w dodatku tutaj, przy bramie miasta! Infi szybko odwrócił głowę, stając na palcach, aby widzieć lepiej, w mig konstatując, z jakiego powodu ludność miasta ściągała w to miejsce. Robiąc wydatny użytek z łokci, wojownik przecisnął się przez tłum, stojący już za miastem w pewnej, jakoby gwarantującej bezpieczeństwo odległości od wielkiej smoczycy, po czym bez strachu przestąpił kilka kroków w miejsce, w które nikt nie odważył się podejść.
- Przepraszam, Firletko - rzekł cicho, kładąc dłoń na pysku leżącej smoczycy, mając nadzieje, że nie zareaguje nerwowo. - Chciałabyś podążyć z nami na pustynię? - dodał tym samym, uspokajającym tonem. Chociaż wiedział, że smoczyca jest zbyt wielka, aby penetrować katakumby wraz z Entropią, jej przywódca cenił sobie wierność i oddanie, jakie pokazała, podchodząc tak blisko siedzib ludzkich. Czekając na telepatyczną odpowiedź, odwrócił się w stronę zebranych osób, których było niemało. Z pewnością większość z nich była zaskoczona widokiem smoka i mężczyzny, który tak po prostu do niego przemawiał. Poniesiony atmosferą chwili i wlepionymi w niego setkami oczu Infinitus wyprostował się i postanowił rzec kilka słów do obywateli Wolenvain. Wyglądało na to, że musiał przywyknąć do patetycznych przemówień, bowiem coraz częściej odczuwał potrzebę przemawiania do większej ilości osób.
- To jest Firletka, moja towarzyszka - rzekł, mając nadzieję, że nie przesadził, mówiąc w ten sposób o ogromnej smoczycy, ale po części chciał uspokoić zaniepokojonych obecnością jaszczurzycy mieszkańców, oraz, przede wszystkim, strażników miejskich, równie tłumnie zbierających się przy murze. - Mam nadzieję, że uda się ona ze mną na Pustynię Śmierci… - zakomunikował donośnym głosem miecznik. - …wraz z resztą drużyny, znaną od dzisiaj jako Entropia. - Wojownik wskazał na, miejmy nadzieję, wychodzących za nim tłumu członków jego ciągle powiększającej się kompanii, tym prostym gestem jednoznacznie określając ich przynależność. – Pamiętajcie o nas, gdy wrócimy – rzekł po prostu, nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni żałując, że nie jest złotoustym retorem. Nie czekając dłużej i słabnąc pod wpływem skierowanych na siebie spojrzeń, Infi postawił pierwszy krok na trakcie prowadzącym ku upragnionej niewiadomej, czy to z idącymi za nim krok w krok wszystkimi towarzyszami, czy ledwie garstką z nich. Jeżeli stchórzyli w tej chwili, ich wola. Lepiej, żeby zrobili teraz, niż pośrodku gorących piasków pustyni.
z/t