MG
Sprzedawca egzotyki umilkł na chwilę lustrując elfa wzrokiem. Przez kilka sekund z jego twarzy trudno było wyczytać coś więcej niż pewne zamyślenie i zainteresowanie, w końcu jednak spośród zmarszczek na oliwkowej cerze wyłonił się obfity uśmiech, gdy duże, masywne wargi mężczyzny uniosły swoje kąciki w górę.
- Ty jesteś elfem z okolic Pustyni? Ciekawa sprawa, inaczej was zapamiętałem - stwierdził w końcu, a jego wzrok powędrował nieco w górę, tuż pod sufit. Oczy, które stały się jakby lekko nieobecne zmrużył nieco, kontemplując zapewne swoją przeszłość i przywołując wspomnienia. Zdawało się, że dobre wspomnienia.
- Azidor Pustynnik, jak mnie zwykli tutaj nazywać - mężczyzna przedstawił się w końcu Vereomilowi. - Szmat czasu minął od kiedy mogłem zobaczyć cokolwiek, co byłoby związane z moimi rodzinnymi stronami. Dużo świata widziałem, jednak nic w moich oczach nie dorównywało sile drzemiącej w Pustyni Śmierci.
Vereomil rozumiał co handlarz ma na myśli, a przynajmniej tak mu się zdawało. Wspomnienia jego własnej przyszłości przywoływały obraz Pustyni Śmierci jako tworu zgoła niecodziennego. Groźnego, gotowego pochłonąć każdego zagubionego wędrowca, pełnego niebezpieczeństw. Ale ze względu na tę uśpioną we wnętrzu siłę jednocześnie fascynującego. Pustynia miała w sobie coś, co przyciągało. Ludzi, elfy, orków, wszystkich jednako. Dosłownie przyciągało, nakazując wielu podjąć niemożliwą wędrówkę do jej centrum w poszukiwaniu mitów, legend i bajań. Wielu takich wyruszało, zupełnie jakby niesieni jakimś głosem, który wzywał i nie pozwalał się sprzeciwić. Żaden nie wracał. Czy odnajdowali obiecany raj w samym centrum tego miejsca? Czy może po prostu ich kości dawno już zbielały w prażącym słońcu?
- Dobrze, obejrzę tego sokoła - Azidor skinął na Vereomila, aby ten podszedł ze zwierzęciem. Enel nie wyglądał na szczęśliwego tym, co dzieje się wokół. Wiercił się niemrawo i wyraźnie był zestresowany. Elf wiedział, że to co może w najbliższym czasie nastąpić niekoniecznie będzie przyjemne dla ptaka.
Azidor chwycił pewnie ptaka, na co ten zaprotestował cicho, jednak nie był w stanie się bronić przed sprawnym uchwytem handlarza. Pustynnik rozciągnął nieco skrzydła ptaka i cmoknął z przejęciem.
- To nie jest dobre... - wymamrotał bardziej do siebie, niż do pozostałej dwójki. Jego akcent przebił się w tych słowach tak silnie, że ledwie można było go zrozumieć.
Kolejne kilka chwil minęło na szybkich przygotowaniach ze strony mężczyzny i kilkuminutowej operacji, podczas której handlarz starał się doprowadzić Enela do dawnego stanu. Cała operacja ewidentnie była temu ostatniemu nie w smak, a nawet zdawała się dość bolesna. Sokół jednak leżał dość spokojnie, po części zapewne ze względu na pewność z jaką Azidor działał, a po części ze względu na jakąś ziołową mieszankę, którą wepchnięto mu pod dziób.
Vereomil nie miał wiele do roboty w tym czasie, mógł jedynie obserwować bezradnie tę próbę pomocy. Azidor co jakiś czas cmokał z niezadowoleniem, lub mamrotał coś w swoim rodzimym języku. Przez większość czasu niezrozumiale, jakby jego słowa były skierowane tylko i wyłącznie dla jego własnych uszu, ewentualnie Enela. Stojącemu z boku Vereomilowi wręcz zdawało się jakby próbował perfidnie podsłuchać czyjąś prywatną, ważną rozmowę.
- Azidor od wielu lat zajmuje się różnorakimi ptakami. Zwozi je z różnych części świata, odkupuje, sprzedaje - odezwał się drugi mieszczanin, który przyprowadził Vereomila.
- Wszyscy bogatsi kupcy w mieście dobrze go kojarzą. Takie piękne, barwne ptaki to nielada gratka dla tych, którzy chcą upiększyć swój dom. Śmiem twierdzić, że nikt w tym mieście tak dobrze się nie zna na tych zwierzętach i opiece nad nimi jak on.
W końcu Azidor oddał ptaka Vereomilowi. Nieco zmarniałego z wyglądu, jednak było to naturalne biorąc pod uwagę co musiał przed chwilą przejść. Skrzydło było porządnie usztywnione, Enel nie mógł go całkiem złożyć. Ale wyglądało jakby faktycznie wszystko było w nim na swoim miejscu.
- Nie wyglądało to szczególnie dobrze, kości nieco krzywo się zrosły. Musiałem je złamać znowu. Starałem się zrobić co mogłem, ale nie obiecuję, że twój przyjaciel wróci całkowicie do dawnej sprawności. Choć wydaje mi się, że jest na to szansa. Wygląda na twardego - handlarz egzotyką podsumował całe swoje wyczyny.